Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Karolina: Nasz „mały – wielki cud” śpi sobie teraz słodko …

Długo staraliśmy się z mężem o potomstwo. Dużo się modliłam, ale upragnione dzieciątko nadal się nie pojawiało. Szukając orędowników i różnych modlitw trafiłam na nowennę pompejańską.

Bałam się, że nie dam rady odmówić codziennie trzech różańców, ale przeczytałam gdzieś, że jest to „modlitwa nie do odparcia” i stwierdziłam, że Maryja na pewno nie zostawi mnie samej z tym problemem. Była bardzo trudno, ale dotrwałam do końca. Pozornie nic się po jej odmówieniu nie zmieniło. Nadal dzieciątka nie było,ale zaczęło się powolne przemienianie mojego serca przez Maryję. Zawsze uważałam się za osobę wierzącą, chodziłam na niedzielną Mszę Św., ale już z nauki Kościoła wybierałam to co chciałam. Od tej nowenny wiele zaczęło się zmieniać w moim życiu, ale również w życiu męża. Pojechaliśmy na rekolekcje na stadionie z ks. Bashaborą, gdzie po raz pierwszy usłyszeliśmy, że: „Pan uzdrawia niepłodne małżeństwa”. Od tego momentu minęły jeszcze 2 lata, aż zaszłam w tą ciążę gdzie urodziła się nasza królewna. Po drodze jeszcze zbłądziliśmy, poszliśmy na inseminację, w wyniku której poczęło się jedno nasze dzieciątko, które jest w Niebie. Po tym miałam ogromny żal do Boga, że mi je zabrał i myślałam, że jest to kara za grzech inseminacji. Dziś wiem, że Bóg chciał abyśmy przez to wydarzenie nawrócili się, gdyż tak jak pisałam wcześniej wybieraliśmy sobie to co nam pasowało, chcą uczynić siebie samych Bogiem, a to tak nie działa. Tylko Bóg jest Panem życia i śmierci. Po tym wydarzeniu powiedzieliśmy, że przyjmiemy każdą drogę jaką nas Bóg poprowadzi. Łącznie z brakiem potomstwa. Pojechaliśmy na rekolekcje dla małżeństw starających się o potomstwo i zaczęliśmy jeździć na comiesięczne Msze Św. i spotkania do Żor, dla takich małżeństw jak my. Podjęliśmy również leczenie metodą Naprotechnologii u dr Kuźnika, który jest bardzo dobrym fachowcem i co najważniejsze kochanym człowiekiem. Wierzymy, że Matka boska postawiła go również na naszej drodze. Trafiliśmy też do Domowego Kościoła, bez którego nie wyobrażamy sobie już życia. Po pół roku leczenia, poczęła się nasza córeczka. Ma na imię Maria Tresa. Maria wiadomo dlaczego, a Teresa dlatego, że „Mały Kwiatek”, czyli Św. Tereska maczała też w tym cudzie swoje palce. Ale to już historia na inne świadectwo… Nasz „mały -wielki cud” śpi sobie teraz słodko, a ja nareszcie piszę to świadectwo. Dla wszystkich, którzy będą to czytać, chcę powiedzieć, że Maryja nigdy nie zostawia nas bez pomocy. Czasem musimy po prostu poczekać, a czasem choć tak bardzo nie lubimy zmieniać swoich planów i marzeń prowadzi nas inną drogą. Zawsze jest to jednak droga, która prowadzi nas do Jezusa. Pamiętajcie, ta droga jest usłana różami, ale róże mają przecież też kolce… Nie zawsze jest idealnie, nie jestem przecież bez grzechu, ale mam odwagę stanąć przed sobą i przed Jezusem w prawdzie i pobiec do Sakramentu Pokuty, aby znów być bliżej Niego.

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
barbara
barbara
19.06.16 00:45

Piekne swiadectwo ! a ja wlasnie dzis czytalam ze droga do piekla jest uslana rozami , a do nieba cierniami , Sny i wizje . Sw. Jana Bosko . Warto poczytac , zycze zdrowia dla Mari i Blogoslawienstwa Bozego dla calej rodziny.

Joanna
Joanna
18.06.16 10:28

Czytając to świadectwo aż mi się łezka w oku zakrecila. Piękne świadectwo, tez czekamy z mężem na ten cud bardzo dlugo i mam nadzieję że kiedyś będę patrzeć na moje maleństwo.

2
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x