Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Ania: Modlitwa wyprzedziła chorobę!

Gdyby nie Nowenna Pompejańska, w zasadzie mogłabym powtarzać bez końca słowa z ostatniej modlitwy Jezusa Ukrzyżowanego: „Boże Mój, Boże, czemuś mnie opuścił”.

Nie, nie byłam jednak sama w swoim kokonie bólu i odmętach cierpienia. Ktoś stał obok mnie. Ktoś niezwykły obejmował mnie czule ramieniem. Choć nie mogłam dostrzec Tej postaci, byłam pewna, że znam Jej imię: To Maryja! Podeszła do mnie cichutko, jakby na palcach, nadstawiła litościwe ucho na moje nieudolne prośby. I choćby wcześniej strach paraliżował każde moje działanie, choćbym wcześniej nie dostrzegała dla siebie wyjścia z patowej sytuacji, z Jej pomocą zawsze nabierałam otuchy. Oto Boża Matka jest przy mnie, słucha mojego wołania, nie znudzą się Jej nigdy moje płaczliwe jęki. Jakże byłam Jej wdzięczna, że w jakiś tajemniczy i w Sobie tylko znany sposób, podsunęła mi pod oczy Nowennę Pompejańską. Po raz kolejny, gdy poczułam, że bardzo tego potrzebuję.

A potrzebowałam modlitwy już w lutym. Czułam, że wśród najbliższych może pojawić się choroba. Od kilku lat zawsze najbardziej bałam się wiosny, gdyż cztery lata temu właśnie w tym okresie walczyliśmy wraz z lekarzami z ciężkim zapaleniem płuc. Wtedy jeszcze nie znałam Nowenny Pompejańskiej, modliłam się przede wszystkim Koronką do Miłosierdzia Bożego. I także znakomicie spełniła swoje zadanie. Tak więc stresując się z powodu przewidywanych kłopotów chorobowych w domu, jakby już z góry, uprzedzając problemy, postanowiłam zmówić Nowennę. Wierzyłam, że pomoże, a żadna choroba się w domu nie pojawi.

Ostatecznie odmówiłam całość modlitwy, ale pod sam jej koniec, nagle jednak zaczęłam zauważać niepokojące objawy. Tym razem, choć wydawać by się mogło, że pierwotnie nic nie zapowiadało choroby, nagle ktoś przyniósł do domu zapalenie krtani, którym niestety zaraził dwie inne osoby – wśród nich osobę od wielu lat ciężko chorą, leżącą, która nie powinna chwytać takich dodatkowych chorób. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo się przeraziłam. Obawiałam się, że powtórzy się sytuacja sprzed czterech lat, kiedy nasz ciężko chory domownik nieomal przeszedł do Wieczności z powodu dodatkowego zakażenia w szpitalu gronkowcem złocistym. Straszliwie obawiałam się takiego obrotu spraw, choć przecież czułam, że powinnam zaufać w tej sytuacji Matce Bożej. Tymczasem Boża Opatrzność wydawała się wystawiać mnie na próbę. Lekarz przepisywał antybiotyk po antybiotyku, bardzo długie kuracje, ale żaden z tych leków nie działał. Skończyłam Nowennę Pompejańską w tej intencji, ale wciąż modliłam się dodatkowo właśnie między innymi przy pomocy Koronki do Miłosierdzia Bożego, niejako bezustannie przypominając się Panu Bogu. Nic jednak nie wskazywało końca leczenia. Choroba – ciężkie zapalenie krtani i tchawicy, wciąż nękała naszego i tak już bardzo wycieńczonego, chorego domownika. Codziennie bardzo się męczył – dla niego każda gorączka skutkuje nieomal utratą świadomości. Do tego dochodziło zaleganie flegmy i ropy w gardle, całodobowe duszenie się, problemy z jedzeniem i piciem jakiegokolwiek produktu. Momentami czułam się tak, jakbyśmy mieli w domu biblijnego Hioba, którego spotykają same nieszczęścia, a Pan Bóg testuje jego zaufanie względem Swej woli. Przyplątały się także inne dolegliwości, musieliśmy pilnie skorzystać z pomocy szpitalnego lekarza.

Czwartego antybiotyku lekarz nie chciał przepisać, uznał, że w zasadzie czuje się bezsilny i już nie może pomóc. Nawet nie przyszedł na wizytę domową, by obejrzeć chorego, tylko odgórnie wypisał skierowanie do szpitala z diagnozą: zapalenie płuc. Straciłam oddech z przerażenia. Taka straszliwa diagnoza została postawiona bez obejrzenia chorego i zbadania jego rzeczywistego stanu. Wszyscy w domu ogromnie baliśmy się leczenia szpitalnego naszego domowego, kochanego „Hioba”. Mieliśmy już ciężkie doświadczenia z przeszłości, baliśmy się, że tym razem nasz chory tego nie przeżyje, groziły mu liczne powikłania.

Karetka zabrała go do szpitala tuż po godzinie 14.00, w piątek. Choć upadałam na duchu, uznałam, że to znak od Jezusa Miłosiernego. W końcu o godzinie 15.00 w piątki mamy Godzinę Miłosierdzia. Okazało się, że dokładnie o godzinie 15.00, w chwili, gdy modliłam się Koronką do Miłosierdzia Bożego, nasz chory miał robione w szpitalu prześwietlenie płuc. Jego wynik pokazał, że nie miał żadnego zapalenia płuc! Chwała Panu w Niebie! Moja radość nie miała końca! Dziękowałam Panu Bogu na klęczkach, ze łzami w oczach, skakałam z radości! Lekarz w szpitalu przepisał na te problemy chorobowe jakiś inny antybiotyk, czwarty. Tym razem jednak lek zaczął w końcu działać! Poza tym nasz domowy „choruszek” w związku z brakiem wskazań, został wypisany do domu. Jakże wszyscy szaleliśmy ze szczęścia, że wrócił do nas do domu i nie ma zapalenia płuc! Antybiotyk był stosowany przez wiele dni, ale spisał się znakomicie i uleczył dotychczas nieuleczalne! Oczywiście nie wyleczył podstawowej, długoletniej choroby, ale zlikwidował ciężkie problemy z oddychaniem i flegmą, usunął zapalenie krtani i tchawicy.

Wciąż zdumiewa mnie fakt, że zdecydowałam się odmawiać Nowennę Pompejańską niejako z góry, z prośbą o zdrowie, zanim jeszcze nastąpiła choroba. To było z pewnością natchnienie ze strony Ducha Świętego. Sama bym nigdy na to nie wpadła. Nic nie zapowiadało przecież choroby. Matka Boża towarzyszyła mi w tej modlitwie, podtrzymywała i wspierała. Początkowo wydawało mi się, że już sam fakt, iż odmówiłam ową modlitwę, uchroni nasz dom przed chorobami. Jakże się jednak myliłam! Spodobało się Panu wypróbować moją wiarę i zesłać na dom dni ciężkie, bez światła. Gdy skończyłam Nowennę, zaczęła się znienacka choroba, a ja miewałam momenty zwątpienia, załamania, upadku. Wydawało mi się niemożliwym, by choroba rozwinęła się i trwała tak nieustępliwie. Nie podejmowałam nowej Nowenny Pompejańskiej w tej samej intencji, ufałam, że jedna wystarczy, a Pan tylko próbuje moją wiarę i zaufanie. Stąd pomysł, by po Nowennie Pompejańskiej dodatkowo wspierać się Koronką do Miłosierdzia Bożego. I jeszcze znak w postaci badania radiologicznego płuc naszego chorego akurat w Godzinie Miłosierdzia! Zaiste niezwykłe są drogi, którymi dociera do nas Boża Łaska! Momentami modliłam się także nie posługując się słowami, ale modlitwą… ciszy. To znaczy nie zarzucałam Opatrzności nadmiarem słów, ale raczej starałam się słuchać, co Pan Bóg ma mi do powiedzenia. I w pewnym momencie poczułam w sercu, że Pan wyświadczył łaskę naszemu choremu i tym razem go uzdrowi. Do tej niezwykłej chwili wracałam, gdy były jeszcze trudniejsze momenty, spowodowane zresztą moim wyczerpaniem psychicznym i stresem.

Do teraz zdumienia mnie dobroć Najwyższego! Niezbadane są wyroki Boga Jedynego. Ulitował się nad nami, a wszystko dzięki wstawiennictwu Matki Bożej Pompejańskiej. To najwyraźniej Ona błagała w Niebie o pomoc dla tej chorującej rodziny. I wymodliła łaskę – Duch Święty natchnął mnie do modlitwy w intencji zdrowia. Jestem Jej wdzięczna za okazaną pomoc i wyproszone miłosierdzie. Żałuję tylko, że w czasie po zakończeniu modlitwy, ośmieliłam się momentami wątpić w potęgę modlitewnych słów. Jednak choć zwątpiłam, nie zaprzestałam „naprzykrzać się” Panu Bogu z moją prośbą. A Najwyższy najwyraźniej miał w końcu dość moich jęków i łez, zwrócił więc w naszej rodzinie zdrowie.

Polecam każdemu modlitwę przy pomocy Nowenny Pompejańskiej. Jeśliby się kto wahał, niech przestanie się zastanawiać i ją zacznie. Jeśliby kto myślał, że nie podoła, niech śmiało rozpocznie przygodę z Nowenną. Nie jest łatwo rozpocząć trwanie przy niej przez 54 dni, ale warto podjąć ten wysiłek. Nikt nie odejdzie sprzed Boskiego Oblicza bez pomocy. Ale uwaga! Nowenna Pompejańska silnie uzależnia, musimy mieć świadomość, że odtąd będzie naszym stałym elementem życia. Choćbyśmy czasami próbowali od niej uciec, zmęczeni jej wymaganiami, ona zawsze nas znajdzie i zachęci, byśmy po raz kolejny chwycili w dłonie wytarte koraliki różańca. Ja na pewno będę do niej wracała, gdyż tylko ją odmawiając, czuję się tak, jakby sama Matka Boża chroniła mnie pod Swoim płaszczem. Dzięki Nowennie Pompejańskiej jestem taka „zaopiekowana” przez Matkę Boga, przepełnia mnie siła do pokonywania trudów codziennego życia. Z Nowenną czuję przy sobie przez 54 dni obecność Maryi. Dzięki temu, walcząc z trudami życia, nie jestem już sama, czuję kobiecą troskę.

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Dominik
Dominik
18.06.16 16:10

Dziekuje bardzo za swiadectwo 🙂

Chwala Panu Bogu i naszej Krolowej Rozanca Swietego 🙂

Dorota
Dorota
17.06.16 23:16

Dziękuję także. Bardzo, bardzo dziękuję.

Anna
Anna
17.06.16 22:41

Pięknie napisane. Czytając miałam łzy w oczach.

Ewa
Ewa
17.06.16 12:00

Piękne świadectwo, CHWAŁA PANU! i do tego pięknie napisane:)

mazak
mazak
17.06.16 11:44

Cudne świadectwo. Bardzo Ci dziękuję. Niech Maryja nasza Najświętsza Matka zawsze niech będzie przy Tobie i Twojej rodzinie. Z Panem Bogiem!

5
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x