Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Martyna: Moja rodzina i moja przemiana

Witam. Chciałabym złożyć świadectwo z mojej drugiej nowenny pompejańskiej, którą zakończyłam 16 lipca. Modliłam się o nawrócenie i przemianę serca mojego męża. Pierwsza nowenna ukończona 23 maja była o zjednoczenie mojej rodziny, abyśmy znowu byli pełną, kochającą się rodziną, jak Bóg przykazał. Obecnie odmawiam trzecią nowennę za moje małżeństwo i rodzinę, o Bożą opiekę i Boże błogosławieństwo dla niej, byłam nawet w tej intencji w Częstochowie. Widzę dopiero teraz, że zaczęło się coś ruszać, mąż co prawda nie nawrócił się, jest taki jaki był, może dlatego, że potrzeba jeszcze czasu. Myślę, że to co się teraz dzieje w mojej głowie i jakie jest zachowanie męża w stosunku do mnie, to działanie diabła. Czasem źle się czuję mam mętlik w głowie, a pod koniec drugiej nowenny miałam okropny sen – zimna ręka dotknęła przejechała po moich lędźwiach. Wystraszyłam się, odmówiłam psalm 23, trzy Zdrowaś Maryjo i było lepiej, tylko potem byłam niewyspana. Mąż się dziwnie zachowuje, mówi, że nie chce być już ze mną. Pobraliśmy się z wielkiej miłości, od pierwszego wejrzenia, byłam w 5 miesiącu ciąży. Owszem, nie było tej czystości przedmałżeńskiej, ale część osób z mojej rodziny już przed ślubem spłodzili dziecko, a teraz żyją w zgodzie i miłości, jedno małżeństwo ma nawet drugie dziecko. Lecz to i tak nie wytłumaczenie.

W moim życiu szatan zaczął na poważnie mącić. Po ślubie zamieszkałam z moim mężem u jego rodziców, z którymi z początku się dogadywałam, jednak po urodzeniu dziecka zmieniło się to. Teściowa kontrolowała mnie cały czas, jak się zajmuję dzieckiem, a do mojej mamy mówiła, że wspaniale się nim opiekuję i jestem świetną matką.Teść non stop miał jakieś uwagi. Często też denerwowałam się na moje dziecko, chociaż ono nie rozumiało wiele, ale czuło mój niepokój i moje nerwy. Mąż wstawiał się za mną do mamy, ale był miedzy młotem a kowadłem, wszelkie próby jakiegoś kompromisu kończyły się dąsaniem albo i nawet płaczem teściowej. Mąż najwyraźniej jest pod dużym wpływem, a może i nawet się boi swego ojca. Wiele razy się na niego skarżył, wspominał, jak to było, kiedy był nastolatkiem, a ojciec przeszedł na emeryturę, kiedy czepiał się o byle co i kontrolował często, szwagierka również nie miała lekkiego życia. Mój teść bardzo brzydko potraktował jej przyszłego męża, ale jej i jej mężowi się udało, wyprowadzili się do innego miasta. Z mężem przestało się także układać, jakieś przytyki o byle co, on się na mnie złościł, że powiedziałam coś nie tak, ale jednocześnie też bardzo martwił się o mnie. Byłam tym wszystkim zmęczona, nie wyrabiałam już z teściami. Pewnego dnia nawet miałam taką myśl, aby się okaleczyć, byłam zamroczona, ale na szczęście Pan Bóg mnie już wtedy „tknął” swoim Palcem. Od tej pory wszystko się przewróciło do góry nogami. W młodości miałam niestety przygodę w okultyzmem, nosiłam jakieś amulety typu „pacyfka”, „anarchia”, słuchałam muzyki metalowej, ciężkiego rocka itp. Zgrzeszyłam również przeciwko czystości, ale dzięki nowennie udało mi się pokonać ten grzech, który mnie dręczył od dzieciństwa. Ulżyło mi. Miałam przez to wszystko problem z psychiką, przeszłam załamanie nerwowe (już w domu teściów). Z mężem postanowiliśmy odpocząć os siebie, ja w domu rodzinnym, on z naszym dzieckiem u siebie w domu, miało to trwać góra dwa – trzy tygodnie, ale stało się inaczej. Kilka dni później teść (który de facto wypowiadał się cały czas za swojego syna) oraz mój mąż przywieźli mi moje spakowane do kartonów rzeczy. Dziecko miało pozostać u nich. I tu już się potoczyło wszystko jak najgorzej. Prawnicy, lekarze (bo stwierdzono u mnie, niesłusznie z resztą – i nie wiem, czy nie celowo znajoma lekarka teścia postawiła taką diagnozę ;/ – jakąś dziwną chorobę, o której nigdy nie słyszałam, i nawet tak się nie czułam, ale ta pani tak poprowadziła rozmowę, aby prawdopodobnie to stwierdzić). Jednak po wizycie u innego lekarza, który prawidłowo, jak należy przeprowadził badania i skierował do psychologa na wstępną diagnostykę, okazało się, że nic takiego nie mam i mogę normalnie zajmować się dzieckiem.

Zaczęłam szukać pomocy duchowej, jakichś modlitw o uratowanie mojego małżeństwa, mojej rodziny przed rozpadem. Znalazłam wiele modlitw, ale pewnego dnia trafiłam przypadkiem, a może raczej nie na nowennę pompejańską, która całkowicie zmieniła moje życie. Przeszłam porządną spowiedź generalną, nawet trzy, w tym jedną u ks. egzorcysty. Pomodlił się on nade mną, zostałam uwolniona od grzechów ciężkich, pojednałam się z Bogiem. Nawróciłam się, powróciłam do Pana Boga i uznałam Go moim Zbawcą i Panem. Doświadczyłam ogromnej miłości ze strony Jezusa i Matki Bożej oraz opieki, uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem ważna i cenna dla Boga, że dał mi przez to wszystko szansę na poprawę, jaką ogromną łaskę otrzymałam obok umiejętności przebaczania, mniej się złoszczę, chociaż teraz przechodzę trudne chwile, cały ten tydzień przed uroczystością Wniebowzięcia NMP był dla mnie bardzo ciężki. Może jestem spokojniejsza, ale zły to chyba wykorzystuje i chce zmącić mój spokój, denerwuje się, że odmawiam znów trzy różańce dziennie i dręczy mnie natrętnymi myślami, stara się mnie odciągnąć od modlitwy, nie pozwala mi się skupić. Mimo, że jest to trzecia nowenna, to jest tak samo trudno na początku, a nawet śmiem stwierdzić, że i pod koniec niej, jak i przy pierwszej nowennie. Pokochałam różaniec, a przede wszystkim Pana Jezusa i Matkę Boża, uznałam ją za swoją najlepszą Matkę. Czuję ich obecność i opiekę. Oni są mi potrzebni do szczęścia. Potrafię Bogu dziękować za wszystko, niedawno się tego nauczyłam. I powiem, że gdyby nie różaniec, modlitwy, litanie, koronki, spowiedź w każdy 1. piątek miesiąca oraz częste przyjmowanie Eucharystii, bycie w stanie łaski uświęcającej, to zginęłabym marną śmiercią. Powiedziałam to kilku osobom, spotkałam właśnie takowe, Bóg mi ich zesłał, miedzy innymi moją psychoterapeutkę, dzięki której jakoś przeszłam ten trudny okres. Rozmawiam podczas spowiedzi świętej z księdzem o mojej sytuacji życiowej, raz rozmawiałam z siostrą zakonną. Nie jest lekko, ale gdyby naprawdę było ze mną coś nie tak, to już dawno bym siedziała w psychiatryku ;]. Dziwne tylko, że gdy wróciłam do mojego rodzinnego domu, to jakoś mam inny nastrój, ustąpiły migreny i inne dolegliwości, potem jeszcze zaczęłam odmawiać różaniec i to już było dopełnienie mojej przemiany duchowej, uzdrowienie sfery psychicznej i ustąpienie moich problemów zdrowotnych. Czasem odczuwam jakieś bóle, ale już nie takie jak wcześniej, chociażby podczas pierwszej nowenny, kiedy miałam okropne bóle mięśni, stawów, plecy i kolana oraz głowa mnie strasznie bolały. Uważam, że nowenna pompejańska to bardzo trudna modlitwa, wymagająca ogromnego poświęcenia i zaangażowania. Jeśli nam zależy na jakiejś łasce, to wytrwamy choćby nie wiem, co. Ja podczas jednej z rozmów z mężem wywnioskowałam, że chyba się godzi z tym, że nasz synek będzie ze mną. Powiedział, że przecież będzie miał takie prawo, aby synek przyjeżdżał ze mną do jego rodziców. Nie wiadomo tylko, czy mąż będzie jeszcze z nimi mieszkał. Może trochę odstawiłam parę szopek w ostatnim czasie, ale to chyba z frustracji. Starałam się trzymać na dystans, być w przyjacielskich stosunkach z mężem, ale jednak dawałam po sobie poznać, że mi na nim bardzo zależy, że jestem za nim, nawet wypytywałam się, czy jest mi wierny (o rany!). On to wie, i wykorzystuje. Wiem, że mnie kocha, wprost się go o to zapytałam i potwierdził. Pamiętam, jak do końca okazywał mi miłość, czułość, nie tylko poprzez mówienie „kocham Cię”. I wtedy ja wykorzystywałam jego poświęcenie dla mnie, dał mi do zrozumienia, że chyba przeforsowałam. Powiedziałam mu, że pewnie miał już mnie dość (czemu zaprzeczył) i chyba go nawet rozumiem. Uznał, że oprócz zajmowania dzieckiem, jeszcze mną się musiał opiekować, a ja, jak takie duże dziecko. Owszem, zachowywałam się jak żona i matka, ale wymagałam od mojego męża za dużo, robił to, co tylko chciałam, czego sobie zażyczyłam. Powiedział mi, że wjeżdżałam na jego psychikę, że zagrałam na jego uczuciach, zraniłam je. Przyznałam się do tego. Zrozumiałam, że źle robiłam. I do wszystkich kobiet: to nie tylko wina naszych mężów, ale także i naszej jest w tym dużo.

Przeszłam przemianę, przewartościowałam swoje życie, zmieniłam je o 180 stopni. Powiedziałam mu o tym, opowiedziałam o wszystkim, co przez ten czas przechodziłam, ale pół roku, uważam, on w sumie też, to i tak za mało, aby mógłby mi na nowo zaufać, podjąć na nowo „wyzwanie”, czy próbę ratowania tego wszystkiego. Namawiałam na terapię, najpierw mówił, że potrzebuje czasu. Spytałam go, czy przysięga małżeńska już nic dla niego nie znaczy, bo dla mnie jest ważna, moja była szczera i prawdziwa i czemu zaraz rozwód, czemu iść na łatwiznę. Wysłałam mu kazanie ks. Pawlukiewicza i wykład dra Guzewicza, nie wiem, czy obejrzał, czy coś dotarło. On po prostu pewnie potrzebuje czasu. Myślę, że jeszcze pójdzie po rozum do głowy, bo bardzo zależy mu na naszym synku. Babcia powiedziała, że jeszcze wróci do mnie na kolanach :p. Były momenty, że strasznie naubliżałam mu w myślach, chciałam go zmieszać z błotem, ale potem mi przechodziło, uświadamiałam sobie, że go kocham i że jest wspaniałym ojcem, imponuje mi tym, i mężem, przynajmniej takim był. Kiedy go widzę, to jestem tylko rozżalona i odburkuję mu czasem.

Czasem kłócę się z Panem Bogiem, ale wierzę i ufam, że On da nam jeszcze szansę, pokaże, że to jest do uratowania, nawet z racji tego, że jesteśmy bardzo młodym małżeństwem i synek jest jeszcze mały. Po ludzku uczyniłam już chyba wszystko, co w mojej mocy. Pozostaję w czystości i wierności, noszę obrączkę.

Teraz wszystko w rękach Boga.

Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych, tylko cierpliwości. I uwielbiajmy Pana w każdym momencie, sławmy Jego Imię w każdej potrzebie, czy dobrze czy źle, nie zależnie od tego, uwielbiajmy Go w naszych bliskich i nie tylko. Błogosławmy ich, przebaczajmy im. A doświadczymy cudów, prędzej czy później. Dziękuję Ci Jezu Chryste i Matko Boża, któraś mnie doprowadziła do Swego Syna za Waszą opiekę i że mnie podnieśliście z tego bagna, wyciągnęliście z duchowego rynsztoku. Wola Twoja, Panie, Jezu, teraz Ty się tym zajmij, bo ja już nie mam siły i sama tego nie podźwignę. Zawierzam wszystko Tobie, Panie. Amen.

0 0 głosów
Oceń wpis
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Monika
Monika
16.10.19 21:48

Dziewczyno z tego co tu przeczytałam to połowa twoich problemów jest przez teściów. Te bóle migreny wynikają z nerwów. Takie psychosomatyczne bóle.
Podziwiam Cię jesteś dzielna . Myślę też że może pomodl się za męża bo on sam jest pod wpływem rodziców A wy powinniście mieszkać sami i wybacz jak najdalej od tych ludzi
No łatwo nie będzie. Wiem co pisze sama miałam podobny problem . Cała nasza nadzieja w Bogu tylko on moze uczynić cud. Którz jak Bóg!!!

dominika
dominika
25.08.15 09:14

Chyba powinnaś odmawiać codzień słowa przysięgi małżeńskiej. One pełnią formę egzorcyzmu. Niestety nie wiem dokładnie co masz robić ale pewnie odezwie się tutaj ktoś kto wie z czym się zmagasz.
Ja osobiście myślę, że trzeba pomodlić się za rodziców męża. Dziwi mnie, że nie potrafią uszanować sakramentu małżeństwa własnych dzieci!

Krysia
Krysia
24.08.15 12:52

Jesteś dzielną osobą Martyno.
Trwaj wciąż w zawierzeniu i odmawiaj nadal Tę Cudowną Nowennę Pompejańską a wszystko będzie dobrze.
Najświętsza Matka Boża nie opuści Ciebie i z pewnością nadal Oręduje za Tobą.
U Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych,a rodzina to święta Sprawa.

Martyna
Martyna
24.08.15 14:14
Reply to  Krysia

Dziękuję za te słowa.

4
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x