Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Agnieszka: Tata czuje się o niebo lepiej!

Gdy w maju 2015 r. mój Tata zaczął się krztusić i mieć problemy z przełykaniem, myśleliśmy, że to jakieś problemy laryngologiczne lub może kolejny epizod udarowy. Aby wykluczyć najgorsze, zgłosił się do szpitala na oddział neurologiczny. Badania jednak nie potwierdziły udaru, a Tata czuł się fatalnie. Został zatrzymany w szpitalu. Praktycznie przeskanowano mu cały organizm. Wyniki były złe, ale nie pozwalały na postawienie jednoznacznej diagnozy. Tata czuł się coraz gorzej, podłączono go do kroplówki i założono przez nos sondę do żołądka, żeby się nie zagłodził. Wszyscy byliśmy zrozpaczeni i przytłoczeni bezradnością…

Wreszcie w przeddzień Bożego Ciała przypomniałam sobie o leżącej od dwóch lat w szufladce broszurce z modlitwą, której odmawianie wydawało mi się dotąd absolutnie niewykonalne. – Trzy różańce dziennie przez 54 dni!? Ale tylko cud mógł Tacie pomóc. Ludzie byli bezradni. Wieczorem, koło północy rozpoczęłam więc moją pierwszą w życiu Nowennę Pompejańską. Błagałam o zdrowie i życie Taty.

Następnego dnia rano, w Boże Ciało, napisałam do Taty sms-a, że teraz już musi być coraz lepiej, bo zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską w jego intencji. Odpowiedzi nie dostałam. Wkrótce okazało się, że ok. trzeciej w nocy Tata miał zatrzymanie krążenia i oddychania. I jest podłączony do aparatury podtrzymującej życie…

Zatem już po pierwszym dniu Nowenny miałam kryzys. Modlitwa nie do odparcia?! Jak to?! A stan się pogarsza… Może to wszystko nie ma sensu… Ale nie przerwałam modlitwy. – Mimo że lekarze delikatnie dawali do zrozumienia, że Tata jest ogólnie bardzo słaby i wszystko się może zdarzyć. I tylko Nowenna dawała mi siły, żeby jakoś to wszystko przetrwać.

Potem nadeszły wyniki kolejnych badań, które wreszcie pozwoliły na postawienie jednoznacznej diagnozy. – Lecz chodziło o rzadką chorobą i właściwie nie bardzo było wiadomo, jak sobie z nią poradzić. Tata przebywał na Oiomie, podłączono mu sondę bezpośrednio do żołądka, a przez krtań rurkę tracheostomijną do oddychania. Ręce miał przywiązane pasami do łóżka. Koszmar… Kolejne dni pełne frustracji, łez i modlitwy….

I w lipcu 2015 r. życiu Taty nie zagrażało już niebezpieczeństwo i można go było wypisać z Oiomu – ale ze wszystkimi sondami i respiratorem; wychudzonego i nieruchomego na łóżku… Bo nic innego nie potrafiono w szpitalu zrobić… Miał już tak Tata funkcjonować – bez możliwości przełknięcia kęsa jedzenia, łyka picia… Zdany na łaskę innych…

Nie ustawałam w modlitwie… I wtedy okazało się, że istnieje w Warszawie oddział szpitalny, który specjalizuje się w leczeniu akurat tej rzadkiej choroby i udało się tam Tatę przewieźć bezpośrednio (co wcześniej uznawano za niemożliwe). I stało się to w Taty urodziny…

W drugim szpitalu stan Taty zaczął się powoli, ale stopniowo poprawiać.

Pod koniec sierpnia zaczęłam odmawiać drugą Nowennę, tym razem w intencji obojga Rodziców, bo cały czas potrzebowaliśmy Bożej pomocy w tej ciężkiej sytuacji…

Lekarz i fizjoterapeuta robili wszystko, co w ich mocy. Mama spędzała w szpitalu każdą wolną chwilę.

Pod koniec października 2015 r. Tata z respiratorem wrócił do domu – i wszedł do mieszkania o własnych siłach!!! I to już był cud!

I już miało być tak dobrze… Ale opieka nad chorym niewydolnym oddechowo była dla mojej Mamy prawie ponad siły. Tygodniami nie spała w nocy, mimo że w dzień przychodziła pielęgniarka. Martwiliśmy się, że za chwilę będzie dwoje obłożnie chorych w domu. Dodatkowo okazało się, że Tata musi wrócić do szpitala na usunięcie przepukliny…

Zabieg się udał. Nie doszło do komplikacji, ani do zakażenia.

Za to psychika Taty pozostawiała wiele do życzenia. Był wściekły, agresywny i czasem splątany. Nadal nie mógł mówić, co dodatkowo go frustrowało.

Zaczęły się też dziać dziwne rzeczy, jakby jakiś zły duch zamieszkał w domu Rodziców. Błagaliśmy Świętego Michała o interwencję…

Byłyśmy z Mamą wykończone psychicznie, bo takiego nagromadzenia złych emocji i fluidów nigdy nie doświadczyłyśmy… Ksiądz z parafii przyszedł do Taty, odmówił modlitwy o uwolnienie i uzdrowienie i poświęcił mieszkanie. I to był grudzień 2015 r.

I potem Wigilia z Tatą siedzącym przy stole i jedzącym potrawy wigilijne, choć miał nigdy nie wrócić ze szpitala….

Teraz , w lutym 2017 r., Tata nadal musi w nocy oddychać przez respirator i przyjmuje wiele lekarstw. Jednak porusza się o własnych siłach, mówi i je. Gdy jest ładna pogoda, to chodzi na spacery. Czuje się o niebo lepiej i wygląda tak, jak przed chorobą.

I wiem, że stało się to dzięki Nowennie Pompejańskiej i modlitwom Rodziny i wszystkich życzliwych osób.

Matka Boża zsyłała ogrom łask każdego dnia przez te bardzo ciężkie półtora roku, o czym chcę zaświadczyć i Jej ogromnie za to podziękować.

Agnieszka

0 0 głosów
Oceń wpis
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
barbara
barbara
20.05.17 14:06

Wspaniale ze tata wrocil do zdrowia ,piekne swiadectwo !

Anna
Anna
20.05.17 00:26

Maryja działa cuda nie z tej Ziemi! Sama doświadczyłam;) A tacie życzę tak po prostu prywatnie dużo zdrowia i siły.;)))

magda
magda
19.05.17 16:54

Piękne świadectwo! Chwała Panu i Maryi!

3
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x