Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Magdalena: Ingerencja Matki Bożej

Już od dłuższego czasu noszę w sercu potrzebę podzielenia się tym, jak Maryja działa w moim życiu, które jest łaską. O nowennie pompejańskiej dowiedziałam się jeszcze na studiach od znajomej siostry zakonnej. Minęło parę miesięcy i wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa przygoda z tą modlitwą. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo Matka Boża mnie kocha. Pierwszą nowennę pompejańską odmówiłam na studiach w intencji znalezienia pracy dla mojego chłopaka. Dziś Grzegorz jest moim mężem, a prośba została wysłuchana. Mieszkałam wtedy w medycznym akademiku i nie miałam za dobrych warunków do modlitwy, dlatego często chodziłam do szpitalnej kaplicy i tam odmawiałam różaniec. Pewnej nocy w akademiku miałam sen, że przebywam w kaplicy, jest w niej jeszcze kilkanaście innych osób, kapłan na klęczniku i wszyscy odmawiamy różaniec. I wtedy postać diabła zaczęła mnie dusić i oplatać. Zły chciał mnie wystraszyć, ale nie poddałam się i jeszcze gorliwiej odmawiałam różaniec. Dziś mój mąż ma dobrą, stałą pracę, a raczej służbę, za co dziękujemy Matce Bożej. Pod koniec studiów moje zdrowie zaczęło się psuć – ciągłe osłabienie, zawroty głowy, drętwienie kończyn. Dosłownie zasypiałam na siedząco. Lekarze stwierdzili bardzo wysokie miano przeciwciał boreliozy i zaczęła się półroczna kuracja antybiotykami. Łykałam kilka tabletek dziennie, chodziłam z wenflonem na zajęcia, schudłam 27 kilogramów, całe stypendium naukowe wydawałam na leki, ale poprawa nie następowała. Wtedy kolejny raz sięgnęłam po różaniec. Modliłam się o uzdrowienie z boreliozy. Na brzuchu miałam już od dłuższego czasu dziwną, czerwoną, swędzącą plamę, którą lekarze uznali za rumień w przebiegu boreliozy. Mój narzeczony miał problemy z trądzikiem i przez przypadek (dziś wiem, że nic nie dzieje się przez przypadek) dostał się do dermatologa – ot tak, bo ktoś inny zrezygnował. Przy okazji swojej wizyty opowiedział o mojej plamie. Doktor kazał mi przyjechać, bardzo przejął się moim stanem zdrowia, złapał się za głowę, gdy opowiadałam o ilości antybiotyków, które przyjęłam. Od razu pobrał mi głęboką biopsję i zaczęło się oczekiwanie na wynik. Jak się okazało, wycinek badał ten sam profesor, który oceniał Hostię w Sokółce. Po kilku tygodniach oczekiwania okazało się, że mam chłoniaka skóry, który rozwijał się we mnie latami. Od razu padło podejrzenie przerzutów do szpiku, bo po tylu latach utajenia było to najbardziej prawdopodobne. Znów chwyciłam za różaniec. Tym razem modliłam się o uzdrowienie z chłoniaka. W tym czasie przyjechała do nas znajoma siostra zakonna, która znała panią profesor onkolog i zaproponowała mi pomoc. Już w ciągu tygodnia leżałam na oddziale onkologii, miałam zrobione wszystkie badania, tomografię, PET i trepanobiopsję szpiku kostnego. W dzień, kiedy była odprawiona Msza Święta w Pompejach, pani profesor przyszła i oznajmiła, że, o dziwo, chłoniak jest tylko w skórze i wystarczą same naświetlania, żeby się wycofał. Matka Boża kierowała mnie do wszystkich lekarzy, po prostu stawiała ich na mojej drodze jak aniołów, a oni mnie prowadzili, za co jestem im ogromnie wdzięczna. To wszystko działo się w wakacje, przed naszym ślubem zaplanowanym na 6 września. Wydawało się, że jest dobrze, lepiej być nie może, aż tu nagle po naszym ślubie, w listopadzie, półroczny siostrzeniec mojego męża zaczął tracić siły, nie podnosił główki, przestał ruszać rączkami. Lekarka genetyk od razu rzuciła podejrzenie o rdzeniowy zanik mięśni i diagnoza się potwierdziła. Ciężka postać SMA1 – lekarze dawali Jerzemu kilka miesięcy życia. Wszystkim wokół świat się zawalił. Teściowa, babcia Jerzyka, zadzwoniła do mnie z płaczem, od razu powiedziałam jej o nowennie i wszyscy zabraliśmy się za jej odmawianie. Dziś Jerzy skończył dwa latka, żyje, mimo tego, iż profesorowie nie dają mu żadnych szans. Jest radosny, przeżył sepsę i sam wyciągnął sobie rurkę do oddychania, pokazując, że potrafi oddychać i chce to robić sam. Jest w domu, ciągle pod opieką rodziców, wszyscy otoczyli go miłością. Tylko jeden Bóg wie, co będzie dalej, ale jedno jest pewne – Matka Boża ma go w swojej opiece.

W grudniu zaszłam w ciążę i ogromna radość ogarnęła nasz dom. Lekarka Jerzyka zaproponowała mężowi i mi badania genetyczne w stronę rdzeniowego zaniku mięśni. Dodam, że co 40. osoba jest nosicielem tego zmutowanego genu. Okazało się, że mąż jest nosicielem, więc w sumie nie wiem dlaczego, chyba bardziej za namową lekarki i ja zrobiłam badanie. Ku ogromnemu zdziwieniu okazało się, że i ja jestem nosicielką zmutowanego genu! Byłam wtedy w trzecim miesiącu ciąży. Ryzyko, że nasze dziecko będzie chore, wynosiło 1:4. Świat nam się zawalił, płakałam codziennie, ale nie poddaliśmy się, od razu zaczęliśmy z mężem odmawiać nowennę pompejańską. Lekarka bez naszej zgody umówiła nas na amniopunkcję w Warszawie i bardzo się z tym spieszyła, żeby w razie czego zdążyć usunąć ciążę. Na wizycie powiedziałam jej, że wierzę w Boga, a nie w żadną amniopunkcję. Bardzo się wtedy zdenerwowała i kazała mi pisać rezygnację z leczenia. Przez całą ciążę odmawialiśmy z mężem nowennę pompejańską i modliliśmy się do świętego Charbela. Brzuch nacierałam olejem świętego Charbela, prosząc go o znak i wtedy Helenka kopnęła mnie sto razy. Wiedziałam, że będzie zdrowa. Matka Boża była z nami naprawdę. Odmawiając różaniec, często klękałam przy kanapie i pewnej nocy przyśniła mi się Matka Boża, która siedziała u nas właśnie na tej kanapie, w ręku trzymała szarą nić i była otoczona dziećmi. Bardzo nurtowało mnie pytanie, co to za nić, a wiedziałam, że nie był to różaniec. Po kilku dniach zastanawiania się wpisałam w wyszukiwarkę „kolor nici genetycznej” i okazało się, że jest ona właśnie szara. Ciąża przebiegła prawidłowo, poród też i choć czekaliśmy kilka miesięcy na wyniki badań Helenki, to dziś wiemy, że jest ona całkowicie zdrowa i nie ma tego zmutowanego genu, na którego odziedziczenie miała 75% szans. Matka Boża jest z nami i jej ingerencja uczyniła w naszym życiu kolejny cud. Dziś jestem w drugiej ciąży, Matce Bożej oddaję wszystko, co posiadam, także życie i zdrowie naszego nienarodzonego dzieciątka, a was wszystkich proszę o modlitwę. Może piszę to wszystko chaotycznie, ale czuję, że powinnam ku pokrzepieniu serc dać dziś świadectwo. Królowo Różańca Świętego, módl się za nami!

Magdalena

0
0
głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:


Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Monika
Monika
05.10.16 09:03

Piękne i wzruszające… Abyście byli nadal szczęśliwi i zdrowi… Ja tak straszne mam myśli, że będę miała chore dzieci. Nie radzę sobie z tym. Niech Bóg ma nas wszystkich w Swej opiece. Amen.

Magdalena
Magdalena
29.09.16 20:19

Magdaleno, gratuluję wytrwałości i głębokiej wiary. Będę się za całą Twoją rodzinę modlić. Z Panem Bogiem.

Honoratka
Honoratka
29.09.16 16:08

Będę się modlić

aniołek
aniołek
29.09.16 12:25

Dziękuję Ci za to świadectwo, obecnie jestem na kolejnej próbie odmawiania nowenny. Modliłam się codziennie i gdy doszłam do części dziękczynnej poczułam, że brakuje mi siły, wiary i pojawiła się dziwna obojętność?? w sumie na 34 dniu w trakcie odmawiania po prostu zrezygnowałam!! Zaczęłam dnia kolejnego i dziś jestem na 6 dniu. Czuję jednak, że to nie jest to, sama nie wiem czemu? tak, jakbym traciła wiarę, że to ma naprawdę sens. Czytam więc świadectwa i zazdroszczę ludziom, takim jak Ty, którzy tak silnie wierzą, trudno mi się skoncentrować, myśli wciąż odbiegają od modlitwy, czasem myślę, że tylko ,,klepię” modlitwę,… Czytaj więcej »

Martyna
Martyna
29.09.16 10:39

Piękne, wzruszajace wyznanie. Niech Bóg ma Was w swojej opiece i Matką Boska czuwa nad Wami w każdym momencie Waszego życia.

5
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x