Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Ewa: Ufajmy Maryi

W styczniu 2011 zaczęłam pracę w nowej firmie. Była to firma prywatna. Od 7 lat byłam mężatką i mamą dwójki chłopców. Praca bardzo mi się podobała, robiłam to co lubiłam, po 4 miesiącach zostałam szefową. Byłam z tego duma. Mąż też.

Niestety praca zaczęła być bardzo angażująca. Szef wymagający, płaca na początku była adekwatna do zaangażowania, pensja plus premia. Niestety to był początek. Po pewnym czasie zmieniały się warunki premiowania ale ilość pracy niestety nie, było jej coraz więcej i więcej. Były nowe rzeczy, które trzeba było przyswoić samemu i samemu się wszystkiego dowiedzieć. Na szkolenia nie jeździliśmy, chyba że darmowe coś się znalazło. Sami musieliśmy wszystkiego się dowiedzieć. Bardzo bardzo się zaangażowałam w pracę, jestem odpowiedzialna i nie lubię robić aby zrobić, tym bardziej że inwestorzy bezpośrednio się ze mną kontaktowali i płacili duże pieniądze za naszą pracę, więc chciałam aby byli zadowoleni z otrzymanych wyników pracy. Problemem w pracy był też fakt, że szef zatrudniał osoby niedoświadczone, a to na staż, na umowy o dzieło czy zlecenie. Najlepiej aby pracowali za darmo 24 godziny na dobę. Praca spowodowała że zaniedbałam małżeństwo i dzieci, pędziłam do pracy po pracy w domu też praca. Siedziałam po nocach aby zadowolić szefa i inwestorów. Zaczęło się wykorzystywanie, ludzie byli zmęczeni, zniechęceni, mimo rozmów z szefem na ten temat nic się nie zmieniało, było coraz gorzej. Zaczęłam narzekać, Bóg był, ale gdzieś obok. Byłam zaślepiona, mimo że wiedziałam że jestem wykorzystywana, że tak nie powinno być, robiłam dalej, bałam się podjąć decyzję o odejściu z pracy, bo gdzie znajdę pracę, zresztą mój szef ma duże znajomości to mi zrobi złą opinię. Moi współpracownicy tak samo. Tu miałam szczęście, bo ludzi do współpracy miałam super, odpowiedzialnych i zaangażowanych. Mogłam na nich liczyć, dlatego walczyłam o nich, o premie o umowy o podwyżki. Różnie to bywało. Zasady pracy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Mój szef to człowiek, który się pogubił, pieniądze go zaślepiły, drugi człowiek dla niego się nie liczy, centrum jego świata był on sam. Oszukiwał nas i testował ile jeszcze wytrzymamy.

Miałam tego dość, ale nie wiedziałam jak z tym skończyć. Kiedyś do firmy została zatrudniona dziewczyna, złapałyśmy kontakt. Przy jakiejś rozmowie wspomniała coś o nowennie pompejańskiej, nie wiedziałam co to jest. Sytuacja w firmie robiła się coraz gorsza, narzekania z mojej strony były coraz większe, nakręcanie się w pracy, nie mogłam przestać narzekać, wiedziałam że jest to złe, że tak nie można było, ale już ludzie byli na granicy wytrzymałości. Wiedziałam, że ludzie są zmęczeni, zrezygnowali, bałam się że ktoś odejdzie z pracy. Nie miałam już siły szukać nowych osób i znowu ich uczyć, po czym ta osoba odchodziła, bo szef chciał aby pracowała za grosze – i ludzie rezygnowali. Szef coraz częściej mnie oceniał źle, nie zgadzałam się z tym bo robiłam co mogłam, ale nie podobało mu się to że przestałam siedzieć dłużej w pracy i przestałam pracować w domu. Chciał, abym męczyła ludzi, żeby pracowali ponad swoje siły, na zwolnieniach chorobowych na urlopach. Źle się z tym czułam. Nie podobało mu się, że ludzie zaczęli się „buntować”, ja jako kierowniczka obrywałam za to. Nie rozumiał tego że to skutek tego jak traktuje ludzi. Najgorsze było to, że przyjmowani zostali nowi ludzie, którzy otrzymywali pensje wyższe od osób już pracujących. To dołowało. Ja od kilkunastu miesięcy nie mogłam doprosić się podwyżki. Nie chciało mi się już nawet do niego chodzić i rozmawiać na ten temat, byłam zrezygnowana. Cały czas kłamał, dawał takie argumenty że mowę mi odejmowało, nie wiedziałam, czy płakać, czy śmiać się. Szef nie przebierał w słowach, aby nie dać podwyżki. Słuchać się tego nie chciało.

We wrześniu zeszłego roku, dokładnie 2 września zaczęłam odmawiać nowennę pompejańską, żeby Maryja pomogła mi zrobić porządek w moim życiu, chciałam aby zmieniły się moje priorytety, żeby rodzina była na pierwszym miejscu. Budziłam się o 5 rano, żeby odmówić różaniec, przysypiałam, odmawiałam różaniec w drodze do pracy i do domu. Ciężko było, ale dałam radę. Skończyłam odmawianie nowenny w październiku. Chciałam porozmawiać z szefem o podwyżce i o swoich obowiązkach. Nie miał dla mnie czasu, powiedział że myśli o tym i że porozmawiamy o tym za jakiś czas. Minął ten jakiś czas. W końcu porozmawialiśmy, roztoczył przede mną taką wizję rozwoju zawodowego i podwyżki, że każdy kto by go nie znał byłby zadowolony. Ja go znałam i wiedziałam, że nic za darmo – jak sypie komplementy i zgadza się bez niczego na moje warunki, to coś nie tak coś będzie chciał. Oczywiście był warunek tych zmian. Kłamstwo. To nie w moim stylu, nie mogłam narażać swojej rodziny. Nie mogłam spać, w nocy miałam lęki. Kiedy powiedziałam szefowi, że nie będę kłamać, nie spodobało mu się to, zaczął mnie nękać. Nie wiedziałam, co robić.

Pewnego dnia wyszłam z pracy i nie wróciłam już do niej, poszłam do lekarza po zwolnienie. Nie wiedziałam co będzie dalej, miałam oparcie w mężu. Potrzebowałam odpoczynku, zdystansowania się do całej sytuacji, uwolnienia się od tego człowieka. Obwiniałam siebie za tę sytuację, byłam zła na siebie że dałam się wciągnąć w to wszystko, że byłam taka zaślepiona. Byłam wypalona zawodowo i nie miałam siły na pracę. Byłam u psychiatry. Kończyło mi się zwolnienie, bałam się tego, co będzie dalej.

Od czasu do czasu pojawiała mi się myśl o kolejnym dziecku, ale znikała. Ja chciałam, ale mąż nie. Nie chciałam robić nic za jego plecami, ale Maryja miała dla nas plan. Miesiączka mi się spóźniała. Nie dopuszczałam myśli, że jestem w ciąży, zwalałam to wszystko na stres, który ostatnio przechodziłam. Jednak gdy mijały kolejne dni, miałam cichą nadzieję że jestem w ciąży. W końcu zrobiłam test, wyszedł pozytywnie. Cieszyłam się bardzo. Maryja dała czas mi i mojej rodzinie. Termin porodu wg USG to 15 sierpnia. To nie może być przypadek! To jest skutek odmawiania nowenny pompejańskiej. Jeśli prosimy – otrzymujemy. Nie myślałam, że tak się to wszystko skończy, że będę jeszcze w ciąży. Chwała Maryi!

Wierzę, że to początek zmian w moim życiu. Zmian na lepsze. Wiem, że sama nic nie mogę i trzeba o wszystko z ufnością prosić Boga o pomoc. Chcę, aby Bóg w moim życiu i życiu mojej rodziny był na pierwszym miejscu. Pracuję nad tym, różnie to wychodzi, ale wiem, że On jest przy mnie. Wystarczy tylko zaufać.

Dziękuję Ci, Maryjo, za wszystko!!!

Chwała Maryi!!!

0 0 głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Kasia
Kasia
26.05.15 09:51

Co za piękny dar z nieba:) Gratulacje!

Sesil
Sesil
25.05.15 23:02

Piękne świadectwo 🙂 cieszy niesamowicie przyjęcie tego błogosławieństwa jakim jest dziecko ^^ powodzenia!

2
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x