Nowenna pompejańska

Zawierz swój problem Maryi

Justyna: Boże, znowu jestem Twoja!

Zanim podeszłam do Nowenny byłam osobą bardzo daleko od Boga i od Mamy. Nie potrzebowałam ich wtedy w swoim życiu, uważałam, że sobie poradzę. Myśl o Mszach, Kościele, a nawet o prostej codziennej modlitwie była zawsze przykra, namolna. Odgarniałam te myśli z czoła jak za długą grzywkę i wolałam czytać horoskopy. Wiodłam życie jak w matni, nie wiedziałam w którą stronę biec, ciągle chciałam uciekać. Można rzec, że trawiła mnie depresja. Swoją drogę z Bogiem rozdzieliłam jeszcze jako dziecko, do bierzmowania podchodziłam już bez ważnej spowiedzi. To było ponad dziesięć lat temu.

Pewnego dnia zrozumiałam, że zakochałam się w koledze z pracy. Obydwoje byliśmy w związkach, które niestety się nie układały, a czas, który spędzaliśmy razem był wartościowy, ciekawy i bogaty. Ta osoba nie mieszka na co dzień w moim mieście, pracuje zdalnie i przyjeżdża raczej sporadycznie. Nie wydarzyło się wtedy między nami nic więcej, poza wspólnie spędzonym czasem, ale pamiętam, że byliśmy razem po różaniec u jego znajomych. Potraktowałam to jako znak – powinnam zacząć się modlić różańcem w intencji naszej relacji. Tak zaczęłam moją pierwszą nowennę.

Jakie pokraczne były te moje paciorki, wiem tylko ja i Ona. Słuchawki na uszy, nagranie Ojca Świętego, byle się nie zgubić, byle do przodu. Która to tajemnica będzie i jaka następna, a jak rozważać, a czy nie zapomnę o kolejności, a nie rozumiem, a zapominam, język się plątał i koraliki gubiły… Trwałam mimo tego, a życie zaczęło się zmieniać praktycznie od razu. Przede wszystkim pogłębiała się moja wiara, różańce były coraz piękniejsze, modlitwa naturalna. Pojawiałam się sporadycznie w Kościele. Nabrałam wiatru w żagle, zaczęłam nowe studia i przebranżowienie, w obecnej firmie dostałam pełne dofinansowanie i szansę na zmianę działów. Osoba, o którą się modliłam zakończyła swój wieloletni związek, ja poprosiłam mojego dotychczasowego partnera by się wyprowadził. Wszystko wyglądało na proste i jasne, a ja wierzyłam, że odczytałam Jej wolę i że to tak ma właśnie być. On znowu przyjechał, gdy moja nowenna dobiegała ku końcowi. Dwa tygodnie na karuzeli, raz okazywał mi wiele czułości, innym razem odtrącał. Nie rozumiałam wtedy, że może mieć w głowie bałagan, mało by rzec, że czułam się oszukana, zrezygnowana. Modliłam się dalej, on znów wyjechał, ale nasze pożegnanie nie było już pożegnaniem znajomych, lecz ludzi kochających się trudnym uczuciem, którego nie rozumieją.

Podjęłam kolejną nowennę w tej samej intencji, zaczęła się kolejna karuzela, a nasz kontakt był coraz trudniejszy, urywany, pełen bólu. W tym duchu przeszłam przez Święta, coraz częściej prosząc Mamę o ratunek, a nie o rodzinę i rozwój relacji z nim. Zaczęłam mówić do niej, że zamykam oczy i lecę do tyłu, a wiem, że ona mnie złapie i postawi tam, gdzie mam być. Wszystko zaczęło się sypać . Kolejny jego przyjazd – kolejna karuzela. Od poniedziałku, w którym tulił mnie jak największy skarb do piątku, w którym nawet się ze mną dobrze nie pożegnał. Postanowiłam odciąć się, skończyć to i nie cierpieć. Za każdym razem czułam się po jego wizytach jak wyssana przez słomkę i pomimo, że wiedziałam, że mu zależy, nie potrafiłam sobie tego uzmysłowić, że tutaj potrzeba czasu. Chciałam mieć wszystko już i wpadłam w pułapkę traktowania modlitwy jak magii zaklinania losu. Moje modlitwy przerodziły się całkiem w te o zawierzeniu Jej życia i problemów. Ostatni tydzień nowenny przyniósł najgorsze chwile. Wszystko, co było w moim życiu pewne, każda moja ostoja posypała się i obróciła w kurz. On przestał się do mnie odzywać poza kontaktami w pracy. W samej też pracy powiedziano mi, że niestety nie będzie możliwe moje przejście. Strach i ból były nie do opisania, postanowiłam zrobić rachunek sumienia. Wychodząc o 17:00 z biura wsiadłam w tramwaj i pojechałam do klasztoru. Moje nogi same zaprowadziły mnie do spowiedzi. Do spowiedzi, której bałam się najbardziej na świecie. Usiadłam przed Jej obrazem w oczekiwaniu w kolejce i przestałam się bać. Choć serce łomotało mi jak szalone, to jednak nie był to strach. Wracałam do Boga, do Mamy, do domu.

Spowiedź była trudna i długa, uświadomiłam sobie bardzo wiele, ale czułam, że się oczyszczam, czułam, że wybaczam niewybaczone i że mi jest wybaczane. Czułam ciepło, czułam, że nie jestem sama i że już nie będę sama nigdy więcej. Wreszcie czułam siłę, radość, czułam brak tego wszechogarniającego smutku, z którym nigdy nie umiałam się uporać! Jaki niezrozumiały jesteś Ojcze i jak bardzo nie rozumiałam, kiedy wołasz moje imię! W pustym grobie szukałam zmarłych i w swoim grzechu nie widziałam, że jest to posąg zwycięstwa i radości! Moja Mama zaprowadziła mnie do Ciebie i jestem znów z Tobą. Od wczoraj lekko mi i wiem, że wszystko się ułoży. Wiem też, żeby stałą w swoim życiu nie czynić ludzi czy miejsc, pracy, wydarzeń… Jedyną stałą jest On. Z Nim w centrum i z naszą Mamusią wszystko będzie takie, jakie ma być.

Jutro ostatni dzień mojej drugiej nowenny. Moja pokuta: wybrana modlitwa w intencji bliskich i poprawy. Już wiem, za co odmówię moją trzecią nowennę.

0
0
głosów
Oceń wpis
Zapisz się na cotygodniowe powiadomienia o świadectwach:


Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
8 komentarzy
najnowszy
najstarszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
katolik
katolik
26.02.15 17:01

Eugenia Ravasio – Bóg Ojciec mówi do swoich dzieci Odnawiam tu Moją obietnicę, która zawsze będzie spełniana. Oto ona: wszyscy ci, którzy wezwą mnie imieniem ojca ” choćby tylko jeden raz ” nie zginą, ale pewni będą życia wiecznego razem z wybranymi. ” Boże mój! Teraz widzę, jak Twoja Miłość do mnie, o Panie, była wielka, a ja stale Cię obrażałem tak złym życiem. Nigdy nie myślałem o Tobie, Panie, mój Ojcze, mój Zbawicielu. Ty widzisz teraz wszystko. Proszę Cię, Panie, o wybaczenie mi całego tego zła, które widzisz we Mnie i które wyznaję w zawstydzeniu. Kocham Cię, mój Ojcze… Czytaj więcej »

Krysiunia
Krysiunia
22.02.15 21:08

Cudne świadectwo. Tylko Pan Bóg wie co może nas uszczęśliwić. Warto rozeznawać Jego wolę.

Mariam
Mariam
21.02.15 07:50

Wielki jest Pan i godzien wszelkiej chwały . Tak myślę,że wszyscy powinniśmy codziennie razem z Maryją uwielbiać Boga i tak jak Maryja śpiewać całym swoim życiem-„Wielbi dusza moja Pana gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”

żona
żona
20.02.15 09:38

Och! Jakie piękne świadectwo!

Ola
Ola
20.02.15 04:34

Justyno, trwaj przy Mateczce i przy Ojcu naszym! Piekne swiadectwo, szczere

Sylwia
Sylwia
19.02.15 23:15

Wzruszyłam się ,dziękuję za swiadectwo

moim zdaniem
moim zdaniem
19.02.15 21:39

,,Wiem też, żeby stałą w swoim życiu nie czynić ludzi czy miejsc, pracy, wydarzeń… Jedyną stałą jest On.” – nic dodać nic ująć , choć czasem tak trudno się do tego stosować…

Beata
Beata
19.02.15 20:40

Piękne świadectwo o nawróceniu. Dziękuję

8
0
Co o tym sądzisz? Napisz swoją opinię!x