Dziękować, oczywiście, że dziękować!!! Ale od początku. Moją pierwszą nowennę pompejańską, zaczęłam odmawiać 30.01.2014. I nie będę pisać, że trafiłam na nią przypadkiem, bo po prostu nie wierzę w przypadki. Szukałam w internecie modlitw w sprawach beznadziejnych no i znalazłam tę nowennę.
Jak przeczytałam o co w niej tak naprawdę chodzi, to no cóż, miałam ochotę poszukać czegoś innego. Ja i różaniec? Przecież jedno drugie wyklucza. Ale postanowiłam spróbować. Na początku szło mi świetnie, nawet się dziwiłam wszystkim tym, którzy pisali, że mają jakieś kłopoty z jej odmawianiem, ale tak po około tygodniu, zrozumiałam o co chodzi z tymi problemami. Nie poddałam się jednak. 24.03.2014 skończyłam. I co? Nic.
Oczekiwałam jakiegoś spektakularnego cudu, a cudu nie było. Wiem, że brzmi to głupio, ale naprawdę myślałam, że skoro skończyłam to będzie wielkie bum i już po kłopotach. Dzisiaj wiem, że to nie tak działa. Ale może przejdę do rzeczy.
Pierwszym cichym cudem, którego nie zauważyłam było moje nawrócenie się, ale takie prawdziwe. Nigdy specjalnie nie wierzyłam w Matkę Boską, a teraz wiecznie z Nią rozmawiam, no i co tu ukrywać, kocham Ją.
Drugim cudem, jest fakt, że jestem w stanie zapanować nad swoim lękiem. Czasami, owszem pobiadolę trochę, ale szybko mi przechodzi.
Kolejny z cudów to fakt, że moja sytuacja nie rozwiązała się w taki sposób, w jaki bym sobie tego życzyła, a mimo to stopniowo zaczyna się układać i wydaje mi się, że będzie to o wiele korzystniejsze dla mnie. Mimo mojego wcześniejszego buntu, że to kurcze nie tak miało być, że nie tak chciałam, zaczynam dostrzegać plusy tego odmiennego zdania Panienki.
Przede wszystkim dlatego, że na nowo odkryłam swojego męża, to że w każdej sytuacji mogę na niego liczyć, że nie zostawił mnie tylko stara się mi pomóc. Kiedyś o dziwo, tego nie widziałam. Żyłam z nim od siedmiu lat, ale ciągle byliśmy gdzieś obok. Nasze życie w niczym nie przypominało małżeństwa.
Teraz wiem, że to się zmieni. Mam nadzieję, że Najświętsza Panienka będzie mnie w dalszym ciągu obsypywać swoimi łaskami i wspierać, aż do chwili całkowitego rozwiązania tej mojej sprawy, ale tak jak już wspominałam wcześniej, mimo braku namacalnego cudu, uważam, że jestem gotowa dać swoje świadectwo. Po to aby wyrazić swoją wdzięczność, ale również po to, by pokazać innym, że niekoniecznie to czego chcemy jest dla nas najlepsze. Poza tym wierzyć, to nie znaczy dostawać. Wierzyć to trwać mimo wszystko!
Mam nadzieje ze moje równiez ulozy.
to swiadectwo zdanie w zdanie jest jakbym pisala swoja historie dobrze ze to Marja uklada za nas zycie
Też mogłabym się pod tym świadectwem podpisać.
„Wierzyć to trwać mimo wszystko”!
O rany, kiedy czytam Twoje świadectwo, przychodzi mi na myśl: mogłabym się pod nim podpisać. Z zamkniętymi oczami poznałabym, ze to świadectwo N.P.!